Przejdź do treści Przejdź do stopki
Aktualności

Aktualności

„Dlaczego wciąż nie mamy latających aut?” – felieton

Prof. Ryszard Tadeusiewicz, Gazeta Krakowska, 7.01.2015 r.

 

Skończył okres świąt i trzeba wracać. Do domu, do pracy oraz... do korków ulicznych. W święta było luźno, ale teraz zmora zatłoczonych ulic ponownie nas dopadła.

 

Tkwiąc w korku, myślimy z tęsknotą: Jak dobrze byłoby mieć latający samochód, taki, jak miał Bond! Wyrwać się w niebo z tych ulic i polecieć prosto do celu, wolny  jak ptak!

 

A właściwie dlaczego ciągle nie mamy latających samochodów? Przecież futuryści od dawna wymieniali je na czele listy wynalazków, które miały nam służyć w XXI wieku!

 

Początki były obiecujące. Firma Convair zbudowała w 1944 roku pierwszy samochód z doczepionym skrzydłem (tak zwany Skycar), który naprawdę latał. Niestety, skończyło się na wyprodukowaniu tylko jednego egzemplarza. W 1946 roku ta sama firma wypuściła kolejny prototyp: Convair Model 116. Wyglądał on jak zwykły samochód, do którego dachu można było dołączyć coś w rodzaju samolotu bez kabiny: silnik ze śmigłem, skrzydła, smukły ogon i z tyłu stateczniki. I to cudo latało! Zaletą tego modelu była szybka zamiana zwykłego samochodu w pojazd latający – skrzydlatą nadbudowę można było dołączyć do auta w 5 minut. Niestety, także ten pojazd powstał tylko w jednym egzemplarzu.

 

Ale te udane próby pokazały, że latający samochód można zbudować. Współczesna technika oferuje w tym zakresie znacznie więcej możliwości, niż mieli do dyspozycji pionierzy budujący pierwsze prototypy w latach 40, więc obecnie powstają konstrukcje znacznie dojrzalsze. Są one jednak raczej samolotami przystosowanymi do jazdy po drogach, a nie latającymi samochodami. Przykładem może być Terrafugia Transition – produkowany już seryjnie pojazd normalnie poruszający się jak samochód, wyposażony w kierunkowskazy, światła, lusterka i wszystko co jest wymagane na drodze, ale z rozkładanymi skrzydłami i z dodatkowym napędem w postaci śmigła (z tyłu), dzięki czemu może także latać. Pojazd ten uzyskał w USA oficjalne dopuszczenie do ruchu lotniczego, a także do ruchu po drogach publicznych jako samochód. Można więc z niego legalnie korzystać i na drogach, i w powietrzu! Przekształcenie samochodu w samolot i odwrotnie odbywa się za naciśnięciem guzika i trwa (według firmy) pół minuty – chociaż na filmach w Internecie można zobaczyć, że chyba jednak trochę dłużej. Nie jest to jedyny taki pojazd. Mówi się o eksperymentalnej konstrukcji o nazwie AeroMobil zbudowanej na Słowacji, jest też amerykański TF-X (zdolny do pionowego startu i lądowania, a więc nie wymagający lotniska) i  holenderski PAL-V, będący połączeniem motocykla z helikopterem.

 

Co więc powoduje, że tkwimy w korkach zamiast swobodnie szybować nad miastem?

 

Niestety, rzecz zupełnie banalna: pieniądze. Te wszystkie wspaniałe maszyny są bowiem piekielnie drogie. No i ich użytkownik musi mieć licencję pilota!  

Stopka