Przejdź do treści Przejdź do stopki
Aktualności

Aktualności

„Zwycięstwo1920 to cud czy sukces nauki?” – felieton

Skrócona wersja poniższego felietonu autorstwa prof. Ryszarda Tadeusiewicza została opublikowana w Gazecie Krakowskiej 16.08.2018 r.

Dzisiejszy felieton ukazuje się nietypowo, w czwartek, bo w środę było święto. Podwójne święto: kościelne (do którego się nie odnoszę) ale także państwowe, patriotyczne. Rocznica zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej, które zmieniło dzieje Polski, Europy i świata.

Jak zwykle sukces ma wielu ojców. Większość Polaków przypisuje zwycięstwo w tej historycznej bitwie, geniuszowi Piłsudskiego. Jest w tym dużo prawdy, bo koncepcja i mistrzowskie przeprowadzenie kontruderzenia znad Wieprza zadecydowały o losach całej wojny. Trzeba jednak pamiętać także o udziale generała Rozwadowskiego w tworzeniu planu bitwy oraz o udziale w realizacji tego planu dowódców wszystkich szczebli oraz bohaterskich żołnierzy, których sprawność i motywację chwalili wszyscy komentatorzy.

Jest jednak czynnik, który odegrał ogromną rolę w osiągnięciu tego zwycięstwa. I nie chodzi tu o rzekomy „cud”, który miał wspomóc Polaków w decydującym momencie bitwy, ale o wiedzę naukową. Dzięki niej podczas całej wojny z bolszewikami polska armia miała dokładne informacje na temat przesyłanych rozkazów dowódców i raportów wykonawców. Mieliśmy dostęp do tych informacji, ponieważ polski matematyk i kryptolog Jan Kowalewski złamał szyfry używane przez atakujące wojska, a Rosjanie byli tak nieostrożni, że nawet rozkaz ataku na Warszawę wysłali drogą radiową, o czym polskie dowództwo natychmiast się dowiedziało. Piłsudski wiedział wszystko: gdzie przeciwnik zamierza atakować, o której godzinie, jakimi siłami, jakie ma zaopatrzenie itp. Miało to decydujące znaczenie dla przygotowania obrony, kontrofensywy i dla końcowego zwycięstwa.

Ale sam Kowalewski miał pecha. Po zwycięstwie w 1920 roku jego dokonania były ściśle tajne, bo nikt nie ujawnia, że ma takiego asa atutowego w rękawie. Za czasów PRL przedwojenny Oddział II Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa, w którym Kowalewski był zatrudniony jako naczelnik radiowywiadu, był znienawidzony przez władze, więc nikt o jego sukcesie nie wspominał. Zresztą wtedy próbowano zapomnieć o bitwie warszawskiej, bo – jakby to powiedzieć – pobiliśmy w tej bitwie późniejszych mocodawców PRL-owskich władz cywilnych i wojskowych, więc nie wypadało.

A teraz też nikt o nim nie pamięta, bo wolimy myśleć o cudzie albo o geniuszu wojennym Marszałka. Naukowcy nie mieszczą się w naszym polskim systemie wartości...

Wykaz wszystkich publikacji popularnonaukowych prof. Tadeusiewicza wraz z odnośnikami do ich pełnych wersji

Stopka