Przejdź do treści Przejdź do stopki
Aktualności

Aktualności

„Polak doprowadził pociąg wyżej niż latają kondory” – felieton

Prof. Ryszard Tadeusiewicz, Gazeta Krakowska, 2.03.2016 r.

 

W moich felietonach chętnie opowiadam Państwu o dokonaniach polskich naukowców i polskich inżynierów. Dzisiaj kolejna ciekawa sylwetka – inżyniera Ernesta Malinowskiego. Dokładnie dzisiaj przypada 117 rocznica jego śmierci, więc warto o nim przypomnieć!  

 

Ten urodzony w Polsce, ale wykształcony w Paryżu inżynier wyjechał w 1852 roku do Peru i dokonał tam wielu różnych dzieł. Projektował Mennicę Państwową i brukowanie miasta Arequipo. Fortyfikował port Callao koło Limy i osobiście walczył z Hiszpanami atakującymi Peru. Ale najbardziej wsławił się tym, że wybudował najwyżej na świecie położoną linię kolejową, łączącą stolicę kraju (miasto Lima) z zasobnym w minerały regionem Cerro de Pasco i żyzną doliną Jauja.

 

Było to dzieło inżynierskie o wręcz niewyobrażalnym stopniu trudności. Trzeba było wykuć 63 tunele w ogromnych masywach górskich Andów i zbudować 30 mostów nad głębokimi górskimi przepaściami. Jeden z tych mostów (Verrugas) był w czasie, gdy Malinowski go budował, najwyższy na świecie (77 m wysokości przy 175 m długości). Do dzisiaj jadący przez ten most pasażerowie obserwują z zapartym tchem szybujące głęboko pod nimi ogromne andyjskie kondory, które jednak nie są w stanie wzbić się na zawrotną wysokość, jaką osiąga kolej transandyjska poprowadzona przez Malinowskiego w latach 1871–1876. Jej najwyższy punkt (w miejscowości La Cima) ma wysokość 4818 m. n.p.m. Była to przez prawie dwieście lat największa wysokość, do jakiej gdziekolwiek na świecie udało się doprowadzić linię kolejową! Rekord ten pobili dopiero w 2005 roku Chińczycy, budując linię kolejową z Pekinu do Lhasy (stolicy Tybetu). Ale Chińczycy dysponowali całą technologią XXI wieku i nie szczędzili pieniędzy, gdyż chodziło im przede wszystkim o efekt propagandowy i polityczny (połączenie Tybetu z Chinami). Tymczasem Malinowski 200 lat wcześniej na andyjskim bezludziu dysponował tylko pracą rąk miejscowych robotników i swoją wiedzą inżynierską.

 

Nie było mu łatwo. Brakowało wszystkiego: żywności, wody, a nawet powietrza, bo na wysokości ponad 4 tys. m niezaaklimatyzowany człowiek zaczyna się dusić. Pomyślmy tylko, jak bardzo to było wysoko: Nasz najwyższy tatrzański szczyt, Rysy, ma wysokość 2499 m. – a Malinowski pracował na blisko dwa razy większej wysokości, krusząc skały, wnosząc i wciągając na te szczyty szyny, podkłady, dźwigary – i budując tory.  

 

Pieniędzy mu też brakowało, bo w Peru nastąpił krach finansowy i państwo zawiesiło dotacje na budowę kolei. Malinowski nie chciał porzucić niedokończonego dzieła, dopłacał więc do dalszej budowy z własnej kieszeni i nie pobierał żadnego wynagrodzenia. Był on ambitnym człowiekiem i genialnym inżynierem, więc cieszę się, że jeden z ekspresów łączących obecnie Kraków z Warszawą nosi właśnie jego imię!

 

Stopka