Przejdź do treści Przejdź do stopki
Aktualności

Aktualności

„Dozwolone od lat 18!” – felieton

Felietony, które piszę, celowo i świadomie staram się lokować daleko od tematyki, która obecnie wypełnia pierwsze strony gazet. Tematyki przeraźliwie smutnej i w dodatku zapowiadającej  potencjalne zagrożenia. Oczywiście dramat rozgrywający się na Ukrainie i jego skutki w postaci ogromnej liczby uchodźców szukających schronienia w naszym kraju, a także „zakręcenie kurka z gazem” – to są sprawy najważniejsze. Ale pisze o tym mądrze i kompetentnie tak wiele osób, że ja bym tu nic wartościowego nie dodał. Postanowiłem więc, że w dzisiejszym felietonie, który będziecie Państwo czytać na początku „długiej majówki”, zaproponuję temat rozrywkowy, relaksujący, luźniejszy.
Związany z tym, co wszyscy lubimy: z biesiadowaniem!

Pisałem już o drodze, jaką przebyły ziemniaki, pomidory i kukurydza zanim trafiły na nasze stoły. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o dziejach trunku, który bardzo lubię. Ale ponieważ jest to napój alkoholowy, więc powinien być absolutnie niedostępny dla młodzieży poniżej 18 roku życia, stąd tytuł tego felietonu. Nieprzypadkowo tytuł ten przypomina też piosenkę zespołu „Czerwone Gitary” (czy ktoś ją jeszcze pamięta?) z czasów, kiedy ja sam jeszcze nie miałem 18 lat i surowo przestrzegałem przyrzeczenia harcerskiego, że do ukończenia 18 roku życia kropli alkoholu nie wezmę do ust. Dotrzymałem tego przyrzeczenia, czego także dzisiejszym harcerzom (i nie tylko harcerzom...) serdecznie życzę!

Ale teraz już mam wielokroć po 18 lat, więc przyznaję się, że niekiedy po ciężkim dniu lubię zasiąść w fotelu ze szklaneczką whisky (i dużą ilością lodu), bo to moim zdaniem znakomicie odpręża. Mam wtedy czas pomyśleć o różnych miłych rzeczach - także o historii tego niezwykłego trunku. I właśnie o tej historii, na ogół mało znanej, chcę Państwu dziś opowiedzieć.

Jak wiadomo, naturalna fermentacja nie pozwala uzyskać napoju o stężeniu alkoholu większym niż 16%, więc nawet najmocniejsze wina nie przekraczają tej bariery (no chyba, że są „wzmacniane”). Mocniejsze alkohole uzyskuje się metodą destylacji i tak właśnie z wina otrzymuje się koniak. Zacny trunek, ale nie w moim guście. Proces destylacji najpierw opanowali alchemicy. Wymieniany jest tu jako pionier Awicenna, chociaż zasadnicze elementy alembiku służącego do destylacji opracował w 1526 roku Szwajcar Paracelsus. Mocne alkohole wytwarzano początkowo głównie w klasztorach i nazywane je „wodą życia” – po łacinie aqua vitae (stąd polska okowita).

Interesujący mnie trunek z kiełkującego jęczmienia wytwarzano także w klasztorach na terenie Anglii, Szkocji i Irlandii, przy czym używano gaelickiej nazwy uisage, co z biegiem czasu przekształcono na whisky. Produkcja i sprzedaż tego trunku była mocno związana z dziejami wojen angielsko-szkockich. Gdy Henryk VIII utworzył kościół anglikański i zlikwidował wszystkie klasztory – w Szkocji tym gorliwiej trzymano się religii katolickiej i brano stronę ubiegających się o tron Stuartów.

Potem sprawy toczyły się raz lepiej, raz gorzej. Odmiennie na nizinnym południu Szkocji (Lowlands), a inaczej na górzystej północy (Highlands).

Lordowie z nizin porzucili Stuartów, dogadali się z Anglikami i zawarli z nimi unię w 1707 roku, w ramach której (między innymi) mogli sprzedawać swoją whisky na całej wyspie. Ale nie byli bardzo szczęśliwi, bo handel ten obłożono wysokimi podatkami. Górale mogli produkować whisky tylko na własny użytek, natomiast jej sprzedaż była zakazana. Usankcjonowano to uchwalonym przez brytyjski parlament (w 1784) roku prawem nazwanym Wash Act.
Skutki były dość nieoczekiwane.

Jakość produkowanej „oficjalnej” whisky z nizin gwałtownie spadła, bo starano się ją produkować tanio, żeby mimo podatków dużo zarabiać. Ten spadek jakości spowodował, że Irlandczycy swój trunek zaczęli nazywać whiskay (wymawia się tak samo, jak whisky, ale inaczej się pisze), żeby go nie mylono z marnym wyrobem z południowej Szkocji. Natomiast wszyscy znawcy kupowali dobrą (ale nielegalną!) whisky produkowaną przez górali. Obliczono, że w XVIII wieku w szkockich górach działało 14 tysięcy nielegalnych destylarni. Kontrabanda kwitła!

Jakość góralskiej whisky opiewał w swoich książkach Walter Scott, zaś gdy w 1822 roku król Jerzy IV jako pierwszy król angielski wybrał się do Edynburga – to publicznie przyznał się, że z przyjemnością pija tylko góralską whisky.

Powstał skandal. Władca (nieświadomie) łamał prawo! Żeby ratować sytuację parlament natychmiast przegłosował, że whisky z gór jest też legalna.

Nie mam miejsca, żeby kontynuować ten wątek, więc nie opiszę tego, że najdłużej panująca Królowa Wiktoria z przyjemnością piła whisky, a na jej złoty (1887) i diamentowy (1897) jubileusz wyprodukowano specjalne gatunki tego trunku. Szklaneczką whisky kończył każdy dzień bohaterski premier Winston Churchill, który doprowadził Anglię do zwycięstwa w II Wojnie Światowej. Whisky jest na dworze aktualnie panującej królowej Elżbiety II. Mógłbym jeszcze długo kontynuować, ale muszę kończyć, bo mi się lód rozpuszcza w mojej szklaneczce whisky...

Skrócona wersja poniższego felietonu autorstwa prof. Ryszarda Tadeusiewicza została opublikowana w „Dzienniku Polskim” oraz „Gazecie Krakowskiej” 29.04.2022 r.

Wykaz wszystkich publikacji popularnonaukowych prof. Tadeusiewicza wraz z odnośnikami do ich pełnych wersji

Stopka