Aby małe projekty miały szansę zostać zrealizowane z funduszy obywatelskich, nie trzeba zwiększać ich budżetu. Wystarczy zmienić metodę wyłaniania zwycięzców.
Decyzje o wydaniu kilkuset tysięcy złotych mogą zostać podjęte pochopnie – ale nie powinny. Tym bardziej, jeśli to wydatki z budżetu obywatelskiego, które mają możliwie najlepiej służyć całej społeczności. Naukowcy z kilku ośrodków akademickich na świecie, w tym z AGH, opracowali system liczenia głosów, który maksymalizuje wpływ każdego pojedynczego głosu na ostateczny wynik. Metoda równych udziałów (MRU) została ostatnio wykorzystana w trakcie głosowania nad budżetem obywatelskim w Wieliczce. Analiza wyników przeprowadzona przez naukowców pokazuje, że wszystkie założenia sprawdziły się w praktyce i że dzięki zastosowaniu Metody równych udziałów powody do zadowolenia ma więcej głosujących, niż gdy wykorzystuje się dotychczas stosowane sposoby liczenia głosów.
– Miasta na ogół używają metody zachłannej, która jest metodą większościową, czyli jeśli ktoś zbierze dużo głosów, to dostanie swój projekt, co niejako z definicji oznacza, że małe projekty, tworzone przez małe grupki lokalnych osób, są bez szans. Metoda równych udziałów jest metodą proporcjonalną, co oznacza, że tak naprawdę szanse projektu są zależne nie tylko od tego ile osób na niego głosuje, ale raczej od tego, ile osób na niego głosuje względem jego kosztów. Więc jeśli ktoś na małym osiedlu wymyśli sobie mały, tani projekt i przekona do niego swoich sąsiadów, to w Metodzie równych udziałów ma szansę – podkreśla zalety opracowanej metody prof. dr hab. inż. Piotr Faliszewski, pracownik Wydziału Informatyki, Elektroniki i Telekomunikacji współpracujący z jej pomysłodawcami. – W zasadzie cała analiza danych potwierdza, że Metoda równych udziałów gwarantuje, że jest dużo, dużo mniej osób, które oddały swoje głosy w budżecie obywatelskim i żaden ich projekt nie został sfinansowany. Dzięki tej metodzie jest zdecydowanie mniej wykluczonych osób, które wzięły udział i mogą być rozczarowane lub nie będą mieć motywacji, aby zagłosować w kolejnym roku.
Zgodnie z najprostszą i najczęściej stosowaną formułą głosowania zachłannym systemem większościowym realizowane są te projekty, które zdobywają najwięcej głosów, a budżet pozwala pokryć ich koszt. To w zasadzie wyłączne dwa warunki, które sprawiają, że fundusze mogą zostać rozdysponowane przez jedną, niekoniecznie dużą, grupę osób. Jeżeli najpopularniejszy projekt był bardzo kosztowny, to może nie wystarczyć funduszy na zrealizowanie pozostałych – wtedy znaczna część głosujących pozostaje bez żadnego wpływu na wynik wyborów. Jeżeli nie głosują zgodnie z większością, to ich głosy po prostu nie mają żadnego odzwierciedlenia w ostatecznym wyniku.
Metoda równych udziałów działa inaczej. Przede wszystkim pozwala wszystkim po równo wpływać na ostateczny wynik – zaczyna się więc od podzielenia dostępnych funduszy po równo pomiędzy wszystkich wyborców. Oczywiście podział ma charakter czysto symboliczny – żaden głosujący nie dostaje pieniędzy, ale możemy myśleć o tym w ten sposób, że oddanie głosu jest deklaracją przeznaczenia części przyznanych pieniędzy na rzecz danego projektu. W odróżnieniu od tradycyjnej metody zachłannej, najpopularniejszy projekt nie wygrywa wszystkiego – na jego finansowanie może zostać przeznaczona tylko taka kwota, jaką dysponują osoby, które na nią zagłosowały. Abstrahując od realnych wysokości budżetów obywatelskich załóżmy, że wynosi ona 100 złotych, a spośród projektów najpopularniejszym okazał się remont huśtawki na placu zabaw wynoszący 100 złotych i zagłosowało na niego tylko dziewięć z dziesięciu głosujących, to projekt nie będzie mógł być zrealizowany – popierający ten projekt dysponują kwotą tylko 90 złotych (każdemu przysługuje 10 złotych, gdyż cały budżet [100] został podzielony po równo pomiędzy głosujących). Spośród projektów należy znaleźć więc taki projekt, za którym opowiedziało się wystarczająco dużo głosujących, by pokryć jego koszt – np. posadzenie drzewka przy placu zabaw o koszcie 50 złotych, na które zagłosowało 7 osób.
Później rozpatrujemy kolejne projekty – czy ich koszt jest proporcjonalny do ilości osób, które na niego zagłosowały? I czy nadal dysponują one finansami, które pozwalają na pokrycie tego kosztu? Należy bowiem wziąć pod uwagę, że osoby, które oddały już swój głos na najpopularniejszy z możliwych do zrealizowania projektów (posadzenie drzewka) wydały już część swoich pieniędzy. Jeżeli 7 osób wyraziło chęć „zrzucenia się” na drzewko za 50 złotych, to każdy wydał nieco ponad 7 złotych. Ma więc do dyspozycji jeszcze 2 złote i 85 groszy – i tylko w takim zakresie może uczestniczyć w kolejnych zrzutkach. Proporcjonalnie liczy się także jego głos – co tylko potwierdza, że wszystkie głosy są sobie równe. Wraz z kolejnymi zaakceptowanymi projektami, na które część głosujących lub wszyscy głosujący, wydali już przysługujące im środki, decydowanie o rentowności kolejnych projektów nieco się komplikuje. Zasadą nadrzędną dla kolejnych kroków jest jednak ta, by każdy głosujący wydał na projekt najmniejszą możliwą kwotę, by zoptymalizować równość podziału kosztów pomiędzy wszystkie osoby głosujące na ten projekt.
– Powiedzmy, że jest jakiś projekt, który aprobuje wiele osób – tłumaczy prof. Piotr Faliszewski – no i wychodzi nam, że jak podzielimy to na te osoby, to każdy musi dać wirtualne dwieście złotych. No ale niektórzy mają na swoim koncie jeszcze czterysta złotych, a niektórzy tylko sto. Może się okazać że ci, którzy mają czterysta złotych jednak będą musieli zapłacić nie dwieście, a trzysta, a ci, którzy mają tylko sto, zapłacą sto, bo więcej nie mają. Metoda równych udziałów działa wtedy w ten sposób, że ci, którzy płacą te trzysta liczą się jako cały głos, ale ci, którzy płacą sto, będą liczeni jako jedna trzecia głosu. Więc w ten sposób obliczymy poparcie tego projektu i może się wtedy okazać, że gdzieś obok jest projekt, gdzie zrzutka wynosiła 250 złotych, ale akurat ci wszyscy ludzie, którzy mieliby te 250 zapłacić, mają tyle. I być może dzięki temu ich ważona siła jest większa i to ich projekt zostanie w danej rundzie Metody równych udziałów uwzględniony. Zatem metoda uwzględnia fakt, że na różnych etapach wyborcy będą w stanie wpłacić, wirtualne oczywiście, różne kwoty.
Na zdjęciu twórcy metody, od lewej: dr hab. Jarosław Flis, prof. UJ; prof. dr hab. inż. Piotr Faliszewski; dr hab. Piotr Skowron; Grzegorz Pierczyński; Stanisław Szufa. Fot. archiwum AGH.