Skrócona wersja poniższego felietonu autorstwa prof. Ryszarda Tadeusiewicza została opublikowana w Gazecie Krakowskiej 24.7.2019 r.
Coraz więcej latamy, szczególnie podczas wakacji. Zaryzykuję twierdzenie, że lot samolotem, który w czasach mojej młodości sam w sobie był sensacyjną przygodą, dziś już nie robi na nikim wrażenia. Wsiadamy, lecimy, wysiadamy – jak przy podróży autobusem. I nikt się zapewne nie zastanawia nad tym, jak to się dzieje, że samolot odrywa się od ziemi i wędruje ponad obłokami do celu podróży, chociaż pozornie odbywa się to wbrew prawom przyrody, które powodują, że wszystkie ciężkie przedmioty spadają z góry, a żaden samorzutnie nie wzbija się w niebo.
Tymczasem odrzutowiec waży ponad 200 ton – a wznosi się do góry!
Oczywiście dzieje się tak, ponieważ skrzydła samolotu wytwarzają siłę nośną. Powstaje ona, gdyż skrzydło jest od góry bardziej wypukłe, a od spodu płaskie. Gdy takie skrzydło szybko się porusza, powietrze opływa górną jego powierzchnię szybciej (bo na skutek wypukłości ma dłuższą drogę), a dolną - wolniej. Ta różnica szybkości wytwarza ponad skrzydłem podciśnienie, które „wsysa” samolot do góry. Gdy ta siła wywołana podciśnieniem jest większa od ciężaru samolotu – wznosi się on do góry (startuje i nabiera wysokości). Gdy jest równa ciężarowi – samolot leci poziomo. Gdy jest mniejsza – samolot się obniża.
Wszystko zależy więc od krzywizny skrzydła i od szybkości lotu, bo opisana siła aerodynamiczna jest tym większa, im szybciej samolot leci. Przez większą część podróży samolot leci z dużą prędkością (typowo 900 km/h), więc skrzydło nie musi być bardzo wypukłe. I bardzo dobrze, bo bardziej wypukłe skrzydło powoduje większy opór przecinanego powietrza. Opór ten muszą pokonywać silniki, zużywając na to paliwo. Im większy opór, tym więcej spalonej benzyny i tym wyższy koszt przelotu. Chcąc latać tanio musimy mieć skrzydła o niewielkiej wypukłości.
Ale w momencie, gdy chcemy lądować samolot musi zwolnić. Żadne lotnisko nie przyjmie maszyny pędzącej 900 km/h, bo taka nie ma szans wyhamować na pasie. Ale gdy samolot zwolni – to zmniejszy się siła nośna na skrzydłach i samolot zacznie spadać. Dlatego podchodząc do lądowania pilot zmienia geometrię skrzydła. Wysuwa tylne klapy powiększające powierzchnię skrzydła i jego krzywiznę. W tym samym celu otwiera przednie szczeliny, tak zwane sloty, potocznie nazywane też skrzelami. Pasażerowie siedzący przy skrzydle mogą śledzić te zabiegi – i warto żeby wiedzieli, do czego one służą.
Mając poszerzone i bardziej zakrzywione skrzydła samolot może bardzo mocno zwolnić i bezpiecznie podejść do lądowania, a zwiększony opór przecinanego powietrza nie tylko nie jest szkodliwy, ale wręcz pomaga w wytraceniu prędkości, co przy lądowaniu jest sprawą kluczową.
To samo, tylko niejako w drugą stronę, dzieje się przy starcie. Samolot rozpędza się na pasie mając maksymalnie wysunięte klapy i sloty, żeby jak najszybciej uzyskać siłę nośną, pozwalającą oderwać się od ziemi. Potem pilot stopniowo redukuje wysunięcie klap, aż na końcu samolot niosą same wąskie skrzydła, bo nabrał już wystarczającej prędkości – a paliwo przecież oszczędzać trzeba zawsze. Ale przy starcie mało kto obserwuje te techniczne zabiegi, bo wszyscy cieszą się, że lot już się zaczął i każdy stara się wygodnie usadowić w ciasnym fotelu i wybrać coś do czytania, żeby podróż szybciej minęła.
Natomiast w trakcie lądowania wszyscy wyglądają przez okna, więc operacje poszerzania skrzydła można przy okazji także zaobserwować – do czego Państwa serdecznie namawiam. Przy okazji można opowiedzieć towarzyszom podróży, co i dlaczego się dzieje z tymi skrzydłami. Może nawet ktoś zechce życzliwie wspomnieć, skąd się tego dowiedział?
Życzę wszystkim Czytelnikom udanych lotów do wybranych miejsc przeznaczenia.
Niech żyją wakacje!