Przejdź do treści Przejdź do stopki
Aktualności

Aktualności

„Czy będziemy jeść sztuczne mięso?” – felieton

Skrócona wersja poniższego felietonu autorstwa prof. Ryszarda Tadeusiewicza została opublikowana w „Dzienniku Polskim” oraz „Gazecie Krakowskiej” 19.11.2021 r.

Kilka dni temu w Centrum Kongresowym w Krakowie odbyła się konferencja zatytułowana Open Eyes Economy Summit (OEES). Hasłem przewodnim było stwierdzenie: „Generacje mają racje”. Chodziło o zestawienie poglądów (i działań!) generacji obecnie kształtującej gospodarkę i politykę świata – z oczekiwaniami, jakie w tym zakresie ma młodzież, zatroskana o to, jak będzie wyglądał świat, w którym będą musieli żyć. Miałem w tej konferencji swój udział, ponieważ byłem jednym z czwórki ekspertów, których zaproszono, żeby odpowiadali na pytania dzieci w sesji zatytułowanej „Nie psujcie nam świata!”.

Odpowiadałem, jak potrafiłem najlepiej, ale widocznie za bardzo się starałem, bo moderator prowadzący dyskusję uznał, że na dalsze pytanie powinni głównie odpowiadać pozostali eksperci, więc gdy padło pytanie o to, czym się będziemy odżywiać w przyszłości, żeby nie zabijać zwierząt – nie odzywałem się. Ale ponieważ mam pewną wiedzę na ten temat, a problem ten wypłynął w relacjonowanej dyskusji, więc zapewne ludzi nurtuje – postanowiłem w tym felietonie napisać to, czego nie miałem możliwości powiedzieć na sesji pytań i odpowiedzi OEES.

Człowiek jest biologicznie przystosowany do korzystania z diety zawierającej (między innymi) mięso. Wystarczy przeanalizować nasze uzębienie i porównać je z tym, jakie zęby mają drapieżniki (na przykład pies) oraz roślinożercy (na przykład krowa), żeby nie mieć wątpliwości. Jednak wielu ludzi wyrzeka się jedzenia mięsa biorąc pod uwagę różne czynniki, głównie moralną niezgodę na zabijanie zwierząt w celu pozyskania pożywienia. Korzystający z diety wegetariańskiej (lub wegańskiej) potrafili zbudować na bazie produktów roślinnych pełnowartościowe jadłospisy, zaspokajające ich potrzeby odżywcza i nie naruszające ich zasad. Chwała im za to!

Ostatnio jednak pojawił się nowy produkt, który potencjalnie mógłby być zjadany zarówno przez zwolenników jak i przez przeciwników mięsa. Jest to sztuczne mięso, produkowane fabrycznie (a więc nie obciążone śmiercią żadnych zwierząt) a jednocześnie w smaku i w składzie chemicznym prawie identyczne z mięsem pozyskiwanym metodami tradycyjnymi.

Wydawać by się mogło, że nauka i technika doprowadziły tu do rozwiązania idealnego.

Niestety tak nie jest.

Po pierwsze sztuczne mięso zawiera wyłącznie komórki mięśniowe (wyhodowane z komórek macierzystych) i hodowane osobno komórki tłuszczowe. Tymczasem prawdziwe mięso zawiera jeszcze komórki tkanki łącznej (bezwartościowe odżywczo, ale nadające mięsu odpowiednią konsystencję i jędrność), naczynia krwionośne i fragmenty tkanki nerwowej – wszystko to, co powoduje, że dobra polędwica różni się jednak od klopsików zrobionych z tej polędwicy po zmieleniu. Sztuczne mięso powstaje w formie podobnej do mielonki, więc pewnych efektów smakowych zapewnić nie może.
W dodatku trzeba je sztucznie farbować, bo czerwona lub różowa barwa naturalnego mięsa pochodzi od krwi, a to sztucznej jest bezbarwne, co jest trudne do zaakceptowania przez wytrawnych smakoszy.

Produkcja mięsa sztucznego związana jest z niebotycznymi kosztami. Zaprezentowane w 2013 roku pierwsze hamburgery ze sztucznego mięsa wprawdzie dobrze smakowały i były dietetycznie pełnowartościowe, ale kosztowały – bagatela! – kilka tysięcy UDS każdy!

Gdyby to był jedyny problem, to można by było sądzić, że postęp techniki doprowadzi do wynalezienia tańszych technologii i sztuczne mięso będzie miało cenę porównywalną ze zwykłym. Na przeszkodzie stają jednak poważne problemy zdrowotne i ekologiczne. Hodowle komórkowe, za pomocą których uzyskuje się sztuczne mięso, są atakowane przez bakterie, więc trzeba je chronić za pomocą antybiotyków. Wprawdzie przy hodowli drobiu i zwierząt przeznaczonych na mięso także stosuje się antybiotyki, ale tu stosuje się rygorystycznie przestrzegane okresy karencji – zwierzętom przeznaczonym do uboju nie podaje się antybiotyków przez tak długi okres, że ich organizmu w naturalny sposób ulegają oczyszczeniu. Niestety hodowle komórek są bardziej narażone i karencja w stosowaniu antybiotyków kończy się często katastrofą.

Druga sprawa to zużycie wody. Już hodowla zwierząt na mięso powoduje duże zużycie wody. Na ogół nie myślimy o tym, ale na wyprodukowanie 1 kg wołowiny potrzeba 15 tys. litrów wody. Niestety produkcja sztucznego mięsa wymaga od 50 do 100 razy więcej wody! A wody zaczyna coraz bardziej brakować...

Trzeci problem to wytwarzanie dwutlenku węgla, CO2. Martwimy się tym, że ten szkodliwy gaz, wywołujący znany „efekt cieplarniany”, pojawia się w atmosferze za sprawą elektrowni cieplnych oraz masowej motoryzacji. Mało kto jednak wie, że tradycyjna produkcja mięsa (poprzez hodowlę zwierząt) jest także źródłem ogromnej ilości dwutlenku węgla oraz metanu, jeszcze groźniejszego gazu cieplarnianego. Szacuje się, że wyprodukowanie 1 kg wołowiny wytwarza podobną ilość CO2 jak jazda samochodem na dystansie 27 km. Ale przy produkcji sztucznego mięsa emisja CO2 w przeliczeniu na 1 kg produktu jest kilkakrotnie większa!

Tak więc na pytanie, czy umiemy wyprodukować sztuczne mięso, odpowiedź jest pozytywna. Natomiast nad odpowiedzią na pytanie, czy powinniśmy to robić – trzeba się dobrze zastanowić!
 

 

Wykaz wszystkich publikacji popularnonaukowych prof. Tadeusiewicza wraz z odnośnikami do ich pełnych wersji

 

Stopka