Przejdź do treści Przejdź do stopki
Aktualności

„Nowy rok akademicki” – felieton

„Nowy rok akademicki” – felieton

Jutro zacznie się kolejny rok akademicki. Tysiące absolwentów szkół średnich rozpoczną trudny proces gromadzenia wiedzy i zdobywania praktycznych umiejętności, który powinien się zakończyć tym, że po zakończeniu studiów (na pierwszym, drugim lub trzecim stopniu, bo można na uczelni przebywać aż do uzyskania doktoratu) zajmą określone stanowiska zawodowe lub/i funkcje administracyjne, wzbogacając warstwę społeczną nazywaną inteligencją. Jest tylko bardzo ważne, żeby wybrać taki kierunek studiów, który sprawi, że owo stanowisko zawodowe lub funkcja będą źródłem satysfakcji, a nie udręki.

O wyborze drogi życiowej każdego człowieka decydują liczne okoliczności – czasem zależne od jego woli, a czasem wymuszone czynnikami zewnętrznymi. Nie potrafię podać tu gotowych wzorców, ale mogę opowiedzieć o konkretnym przykładzie. Moim przykładzie. I o mojej drodze do tego, kim byłem podczas ponad pół wieku aktywności zawodowej – i kim obecnie jestem.

Gdy ukończyłem szkołę podstawową (w Myślenicach w 1961 roku) miałem do wyboru dwie możliwości: technikum mechaniczne albo liceum ogólnokształcące. Innych szkół nie było. Zdecydowałem się na liceum, ponieważ panowała opinia, że gwarantuje ono wyższy poziom.

Pozostawał tylko jeden szkopuł. Owo liceum było na wskroś humanistyczne. Dominującymi przedmiotami w nauczaniu były lekcje łaciny (trzy w tygodniu!) języka polskiego (codziennie) oraz historii. Była wprawdzie świetnie prowadzona fizyka (co później doceniłem), ale już matematyka była raczej słaba.

Tymczasem ja już w szkole podstawowej zdecydowałem, że chcę być inżynierem. Przypadkiem natrafiłem w 1958 roku na czasopismo „Horyzonty techniki dla dzieci” i całkiem mnie ono oczarowało. Pamiętam, że wysupłałem wszystkie moje oszczędności i zakupiłem w wydawnictwie SIGMA NOT egzemplarze archiwalne tego czasopisma od początku jego wydawania do 1958 roku. Potem co miesiąc biegałem do kiosku po kolejny numer i czytałem je zachłannie już w drodze do domu. Zwykle zanim doszedłem na miejsce – cały numer był przeczytany! Potem to czasopismo „dla dzieci” przestało mi wystarczać, więc zacząłem czytywać „Młodego technika”. Też fascynujące czasopismo!

A tymczasem w Liceum musiałem zdobywać wiedzę humanistyczną. Szczególną udręką była nauka łaciny, którą zresztą później polubiłem – głównie za sprawą tekstów Juliusza Cezara. Fascynowała mnie potęga myśli i precyzja słowa sprzed dwóch tysięcy lat. Do dziś czytuję czasem łacińskie teksty, chociaż teraz często muszę się wspomagać słownikiem.

Ale wtedy właśnie, gdy byłem o krok od skierowania wszystkich wysiłków w kierunku filologii klasycznej, w moim polu widzenia pojawił się Stanisław Lem. Najpierw były jego nowele drukowane w „Młodym Techniku”. Potem książki, które wypożyczałem z Biblioteki Miejskiej. Przeczytałem wszystkie dostępne i uprosiłem Panie Bibliotekarki, żeby mi sprowadzały dalsze książki mego idola z wypożyczalni międzybibliotecznej. Przeczytałem nawet naprawdę trudną książkę „Summa Technologiae”.
Dzięki tej lekturze zbliżając się do matury wiedziałem już, co będę chciał robić. Bo to właśnie Lem mnie urzekł opowieściami o komputerach, automatach i robotach. Poszedłem na Wydział Elektryczny AGH, ukończyłem pierwszy uruchomiony na tym wydziale eksperymentalny kierunek automatyki, a potem zacząłem programować i stosować do różnych celów pierwsze komputery – głównie do cyfrowego modelowania różnych procesów i systemów biologicznych. Zająłem się (w 1971 roku!) modelowaniem struktur neurocybernetycznych. Mój szef próbował mi wybić to z głowy i skierować moje zainteresowania na automatyzację dużych maszyn hutniczych, ale ja uparcie wracałem do modelowania mózgu, bo to mnie fascynowało. No a potem nagle okazało się, że z tych badań neurocybernetycznych (światowych, a nie moich!) wynikła możliwość budowy bardzo przydatnych praktycznie narzędzi sztucznej inteligencji, tak zwanych sieci neuronowych. Zajmuję się nimi do dziś, stale mając z tego powodu naprawdę dużą frajdę!
Tak więc to właśnie Lem był „ojcem chrzestnym” mojej drogi zawodowej. Dlatego z ogromnym wzruszeniem przeczytałem w książce Lema zatytułowanej „Tajemnica chińskiego pokoju” (wydawnictwo Universitas, 1996) w rozdziale „Komputeryzacja mózgu” następujący akapit:

O sieciach neuronowych w 1954 roku mówiło się abstrakcyjnie niemal jak o „obcowaniu świętych”, a dziś są książki o takim tytule (por. np. u nas wydane Sieci neuronowe Ryszarda Tadeusiewicza, Warszawa 1993). Jest tam też bibliografia światowa przedmiotu. Jednym słowem, to, com wymyślał naiwnie, o tyle wynurzyło się z nicości, że naukowcy urządzają na ten temat sympozja i konferencje, i to mnie skłoniło do powyższego szkicu.

Moje prace bywały cytowane na największych światowych kongresach. Tysiące naukowców i inżynierów przy różnych okazjach powoływało się na moje artykuły i książki. Są na to dowody w postaci dostępnych w Internecie wykazów cytowań. Ale nic nigdy nie sprawiło mi tak wielkiej satysfakcji, jak ta przytoczona wyżej wzmianka.

Sam Lem mnie zauważył!

Wracając do głównego wątku tego felietonu mam dla studentów zaczynających jutro nowy rok akademicki następujące przesłanie:

Podążajcie zawsze za tym, co Was pociąga, fascynuje i inspiruje. Bo poddając się tym fascynacjom osiągniecie sukces. Natomiast kalkulacje typu: „to się opłaca, a tamto się nie opłaca” często zawodzą, bo świat się niesłychanie szybko zmienia, więc trudno dziś skutecznie zaplanować drogę swojej przyszłej kariery. Nie wiadomo dziś, co jutro przyniesie sławę i pieniądze.

Ale uwierzcie mi: podążanie tropem fascynacji zawsze się sprawdza!

Skrócona wersja poniższego felietonu autorstwa prof. Ryszarda Tadeusiewicza została opublikowana w „Dzienniku Polskim” oraz „Gazecie Krakowskiej” 23.9.2022 r.

Wykaz wszystkich publikacji popularnonaukowych prof. Tadeusiewicza wraz z odnośnikami do ich pełnych wersji

Stopka